Przejdź do głównej zawartości

Studniówka dzisiaj i wiele lat temu...


Zakupowy szał, najmodniejsze kreacje, wykwintne sale bankietowe, orkiestry, zespoły  A może surowe mundurki szkolne, prezentacje, konkursy, wystąpienia. W przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, studniówki przybrały obydwie formy.

Jak na studniówkach bawiliśmy się my?

Wprawdzie jestem o wiele lat starsza niż przeciętny maturzysta, tym nie mniej doskonale pamiętam swoją studniówkę. Tak to się kiedyś robiło... Niezbyt przytulna choć dość przybrana sala gimnastyczna, wypełniona jednobarwnym tłumem.Czujne spojrzenie dyrektora i całego grona pedagogicznego nadzorujące uczniów, ale też przednia zabawa - tak w skrócie mogę przedstawić swoją studniówkę. Nie była to jednak zabawa taneczna jak to ma miejsce teraz. Główny nacisk kładziono na program kulturalny, który nasza klasa przygotowywała we własnym zakresie. Co ważniejsze uczniowie bawili się tylko we własnym gronie, nie było możliwości zaproszenia osób towarzyszących. Studniówka była traktowana jako wydarzenie kulturalne, każdy maturzysta pomagał w jego organizacji, sami przygotowywaliśmy dekoracje i ustalali scenariusz prezentowanej przez nas części artystycznej.


Dzisiejsze studniówki wyglądają inaczej...

Obecna zabawa studniówkowa w niczym w nie przypomina tej, w której myśmy uczestniczyli.Najczęściej zabawa odbywa się w wynajętej sali bankietowej, a cała jej organizacja spada na barki profesjonalnych firm. Maturzyści i osoby towarzyszące bawią się i tańczą przy muzyce, a z tradycji pozostał jedynie polonez i kilka zabobonów z czerwona bielizną na czele.

Na koniec wypada się podzielić refleksją odnośnie tej kulturowej przemiany. Z jednej strony to młodzież powinna decydować, jak i gdzie się chce bawić, ale z drugiej strony pewien żal jest usprawiedliwiony - brak obecnie jest tego poczucia wspólnoty, wspólnej pracy późniejszej zabawy, a przede wszystkim pięknych wspomnień, które zostaną z nami na długie lata.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moja studniówka w 1968 r.

Studniówki odbywają się tradycyjnie na 100 dni przed rozpoczynającymi się w maju maturami. Obecne studniówki bardzo różnią się od tych z dawnych lat. Tamta w roku 1968 w I Liceum Ogólnokształcącym w Bolesławcu była bardzo skromna, organizowana w murach szkolnych. Nie było strojnych kreacji, make-up. Ubrani byliśmy bardzo szkolnie jak widać na zdjęciu - na galowo, dziewczęta białe bluzki i granatowe spódniczki, chłopcy białe koszule i garnitury. Na co dzień do szkoły dziewczęta chodziły w granatowych fartuszkach z kołnierzykami w poszczególnych klasach w innych kolorach i z tarczami na rękawach.  Do matury nie wszyscy doszli z różnych przyczyn, chociaż wiele osób w okresie późniejszym uzyskało wszechstronne wykształcenie, zrobiło kariery, kilka osób wyjechało z Polski. Na zdjęciu nie jest cała klasa XI “b”, do której chodziłam. Jestem pośrodku obok p. Walerii Bocian - naszej wspaniałej wychowawczyni od klasy ósmej. To była druga nasza mama, wszystko o nas wiedziała, pomagała w

Mój Ojciec we Francji

Zdjęcie przedstawia grupę żołnierzy na zdobytym czołgu. Jest to czołg produkcji francuskiej PT-17 użyty przez kolaborantów z Niemcami do walk z aliantami i Polską. Wśród tej grupy, pierwszy na dole po lewej stronie to mój ojciec. Zdjęcie zostało zrobione po zakończeniu wojny w 1945 roku. Ojciec został we Francji, a w roku 1949 urodziłem się ja, Daniel Michel Popieliński, w mieście Amiens.

Odnalezione zdjęcia z młodości. Album "Odra" z 1978 roku

 W trakcie porządkowania rzeczy w domu mojej mamy natknąłem się na książkę z 1978 roku, w której znalazło się zdjęcie mojej osoby. Zdjęcie to pochodzi z najlepszego okresu mojego życia - studiów w Wyższej Szkole Morskiej w Szczecinie. Zdjęcie to znalazło się w książce, a właściwie albumie o rzece Odrze. Album ten opisuje Odrę i zawiera wiele zdjęć związanych z tą rzeką i wykonanych wzdłuż jej biegu.  Album ten z tego co pamiętam miał trzy wersje językowe. Polską, angielską i niemiecką. W domu mojej mamy znalazła się wersja w języku niemieckim. Każda wersja zawiera te same zdjęcia, w tym samym układzie a różnią się jedynie językiem tekstu.  Pod koniec książki głównym akcentem jest Szczecin. Jest więc też fragment poświęcony Wyższej Szkole Morskiej w której miałam przyjemność studiować. Z okresu studiów mam niewiele zdjęć. To były lata siedemdziesiąte i fotografowanie było zupełnie czymś innym niż teraz. To był proces pracochłonny i długotrwały a obróbka chemiczna błon i papieru wymagała