Przejdź do głównej zawartości

Wspomnienia Wigilijne



Otrzymałam zaproszenie na Wieczór Bożonarodzeniowych Tradycji, który odbędzie się 09.grudnia 2018 r. w Domu Ludowym w Łaziskach.
W programie:
Warsztaty:
  • wokalne ( wspólne kolędowanie )
  • kulinarne ( lepienie pierogów i pieczenie ciastek )
  • plastyczne ( ozdoby świąteczne itd….)
  • budowanie szopki bożonarodzeniowej.

Przybywam parę minut przed czasem. Sala przygotowana na powitanie gości. Pod ścianą ustawione są stoły z przyborami do robienia ozdób świątecznych. Na scenie ułożone deski, gwoździe, młotki czekające na montowanie szopki betlejemskiej. Na środku sali ustawiono rzędy krzeseł, gdzie możemy usiąść, bo już zespół Pieśni i Tańca ,,Jutrzenka” z Kruszyna przygrywa i śpiewa kolędy. Tekst kolęd otrzymuje każdy uczestnik spotkania. Na zapleczu wre praca, tam jest kuchnia. Gospodynie uczą dzieci lepić pierogi, wykrawać i piec ciasteczka. Ochotnicy zaczynają montować szopkę. Dzieci wraz z rodzicami stroją dużą choinkę ozdobami, które same zrobiły. My cały czas śpiewamy kolędy. 
Szopka zrobiona , sianko wokół szopki leży, zwierzątka ustawione, JEZUSEK leży w żłóbku, na choince mrugają światełka. Panuje już nastrój świąteczny.
W ciągu kilku minut, na sali są już ustawione stoły, przykryte białymi obrusami, zastawiane białą zastawą stołową. Wszyscy zasiadają. Ksiądz składa życzenia, wszyscy łamiemy się opłatkiem. Zaczyna się poczęstunek: Barszcz z uszkami, pierogi dwa rodzaje, ryba smażona , śledzik, sałatka, kompot z suszu, pyszny chleb domowego wypieku i przepyszne ciasta. Po konsumpcji ,,Jutrzenka” gra wszyscy kolędujemy.


Przyglądając się tej wspaniałej tradycji świątecznej, powróciłam myślami do wigilii moich lat dziecięcych, 70 lat wstecz.

Dzień wigilijny rano, po mieszkaniu roznosi się zapach świeżo upieczonego chleba. Piec chlebowy był w części gospodarczej mieszkania. Mama z babcią krzątają się w kuchni (ja wychowywałam się w rodzinie wielopokoleniowej). Przygotować wieczerzę wigilijną na kuchni - była to duża kuchnia kaflowa - gotuje się groch z kapustą i grzybkami w innym garnku pszenica na kutię (którą dzień wcześniej tato przygotował w stępie), gotują się już gołąbki z kaszy gryczanej. Po kuchni roznosi się zapach cebuli smażonej. Na stolnicy babcia zagniata ciasto na pierogi z kapusty i grzybów, gotowała kompot suszonych owoców . Mama natomiast miesiła ciasto na pączki, musiały być świeżutkie smażono je tuż przed kolacją.. Ciastka upieczone dzień wcześniej. Ojciec doglądał w oborze: wyrzucał obornik, nanosił świeżej słomy pod nogi dla zwierząt, zgrzebłem czyścił konie, krowy. w dużych kotłach gotował ziemniaki dla świń, przygotował sieczkę na obrok dla koni,
śrutował ziarno na ospę, siekał na maszynie brukiew, banie, aby na całe święta był czym karmić zwierzęta, narąbał drzewa aby było czym palić w kuchni. Gdy rodzice byli zajęci przygotowaniem do świąt, ja z bratem stroiliśmy choinkę, ozdobami zrobionymi przez mamę. Były to łańcuch z kolorowej bibuły, słomy, zawieszaliśmy jabłka, orzechy, cukierki i świeczki. Kiedy zakończono przygotowanie do wieczerzy, na kuchni stały duże gary z nagrzaną wodą do kąpieli. Po kąpieli zakładamy świąteczne ubrania .Na święta dla mnie mama szyła nową sukienkę, dla brata ubranko. Moja babcia ubierała dłlugą białą spódnicę wykrochmaloną z koronkami na to drugą i na wierzch trzecią, to wszystko przepasała zapaską, a do spódnicy zakładała bluskę z baskiną, to był jej codzienny strój.
Wszystko przygotowane - ojciec do mieszkania przynosi w prześcieradle dużą wiązkę siana, kładzie je pod stołem, mama troszeczkę siana kładzie na stół przykrywa białym obrusem a na obrus kładzie donicę z zasianym zielonym zbożem w którą włożona jest biała świeca, układa talerze łyżki. Tato za chwilę wraca z drugą bardzo dużą wiązką słomy, którą rozściela wokół stołu ( mieliśmy bardzo dużą kuchnię wraz jadalnią).
Zasiadamy do wieczerzy. Najpierw odmawiamy modlitwę, tato błogosławi potrawy, dzielimy się opłatkiem.wszystkie potrawy są już na stole, a było ich dwanaście. Podczas kolacji nie można było wstawać odchodzić od stołu dopóki wszyscy się nie najedli. Gdyby ktoś wstał i odszedł, oznaczałoby, że niedługo ktoś w tym domu umrze. Po skończonym posiłku tato wszystkim dziękuje, składa życzenia świąteczne zaczynamy kolędować. 
Po kolędzie można było odejść do swoich zajęć, a rodzice brali opłatek szli do obory aby podzielić się opłatkiem ze zwierzętami: końmi i krowami. Zwierzęta miały w tę noc przemówić ludzkim głosem, wydać osąd o gospodarzu - dobry był czy nie? Ja i brat hasaliśmy na słomie. Około dziesiątej mama na wspomnianą słomę przynosiła poduszki pierzyny - jak wrócimy do domu z pasterki będziemy mieli gdzie spać. A spanie na słomie to frajda. 
Na pasterkę wychodzimy około dziesiątej, mamy długą drogę. Na dworze dużo śniegu, pod nogami skrzypi mróz. Niebo gwieździste. Tato zabiera sobą latarkę naftową, może się przydać i sanki. Mijamy sąsiedzkie domy, ludzie wychodzą dołączają do nas . Jest coraz większa grupa. Ludzie rozmawiają, gdzieniegdzie szczekają psy, dzieci hasają . Mijamy drugą wieś. Skracamy drogę przez pola, jeden z panów idzie pierwszy, robi ścieżkę im dalej idziemy ścieżka się poszerza. Ktoś z Innej grupy zaczyna śpiewać ,,Wśród nocnej ciszy, głos się rozchodzi..... Każda grupa wędrujących na pasterkę z różnych stron dołącza do śpiewu, głos leci dalej i dalej… Dzwony w kościele dzwonią, jakby były drogowskazem gdzie mamy iść. My, dzieciaki, mamy frajdę, bo są małe pagórki możemy zjeżdżać na sankach, tarzać się w śniegu, jest wesoło. 
Czas szybko mija - jesteśmy w kościele. Dorośli celebrują nabożeństwo, dzieciaki przysypiają. W drodze powrotnej to już większą część drogi tato wiózł nas na sankach. Po przybyciu do domu zrzucało się tylko wierzchnie okrycie i nura w słomę pod pierzynę. Tato rozpalał pod kuchnią aby osuszyć przemoczone rzeczy. 
W pierwszy dzień świąt, nie było żadnych odwiedzin, był to czas poświęcony wyłącznie rodzinie. Dzieci baraszkowały na słomie, rodzice odpoczywali obserwując nasze zabawy. Tradycja ta zaginęła, a szkoda, bo to były najszczęśliwsze lata mego dzieciństwa. Moje dzieci jeszcze znają wigilię u dziadków ze słomą i spaniem na słomie. Wnuki jak im opowiadam wytrzeszczają oczy, "jak to - zaśmiecać mieszkanie słomą”, a prawnuczka nie wie w ogóle o co chodzi.

Bolesławiec grudzień 2018 r.

Komentarze

  1. Pani Jasiu, jak zwykle ciekawie, pięknie, wzruszająco ...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. W imieniu Autorki dziękuję za miły komentarz.

      Usuń
  2. Jasiu też pamiętam swoją wigilię, może całkiem nie taką ale podobnie. Czytając wróciłam do tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Moja studniówka w 1968 r.

Studniówki odbywają się tradycyjnie na 100 dni przed rozpoczynającymi się w maju maturami. Obecne studniówki bardzo różnią się od tych z dawnych lat. Tamta w roku 1968 w I Liceum Ogólnokształcącym w Bolesławcu była bardzo skromna, organizowana w murach szkolnych. Nie było strojnych kreacji, make-up. Ubrani byliśmy bardzo szkolnie jak widać na zdjęciu - na galowo, dziewczęta białe bluzki i granatowe spódniczki, chłopcy białe koszule i garnitury. Na co dzień do szkoły dziewczęta chodziły w granatowych fartuszkach z kołnierzykami w poszczególnych klasach w innych kolorach i z tarczami na rękawach.  Do matury nie wszyscy doszli z różnych przyczyn, chociaż wiele osób w okresie późniejszym uzyskało wszechstronne wykształcenie, zrobiło kariery, kilka osób wyjechało z Polski. Na zdjęciu nie jest cała klasa XI “b”, do której chodziłam. Jestem pośrodku obok p. Walerii Bocian - naszej wspaniałej wychowawczyni od klasy ósmej. To była druga nasza mama, wszystko o nas wiedziała, pomagała w

Mój Ojciec we Francji

Zdjęcie przedstawia grupę żołnierzy na zdobytym czołgu. Jest to czołg produkcji francuskiej PT-17 użyty przez kolaborantów z Niemcami do walk z aliantami i Polską. Wśród tej grupy, pierwszy na dole po lewej stronie to mój ojciec. Zdjęcie zostało zrobione po zakończeniu wojny w 1945 roku. Ojciec został we Francji, a w roku 1949 urodziłem się ja, Daniel Michel Popieliński, w mieście Amiens.

Odnalezione zdjęcia z młodości. Album "Odra" z 1978 roku

 W trakcie porządkowania rzeczy w domu mojej mamy natknąłem się na książkę z 1978 roku, w której znalazło się zdjęcie mojej osoby. Zdjęcie to pochodzi z najlepszego okresu mojego życia - studiów w Wyższej Szkole Morskiej w Szczecinie. Zdjęcie to znalazło się w książce, a właściwie albumie o rzece Odrze. Album ten opisuje Odrę i zawiera wiele zdjęć związanych z tą rzeką i wykonanych wzdłuż jej biegu.  Album ten z tego co pamiętam miał trzy wersje językowe. Polską, angielską i niemiecką. W domu mojej mamy znalazła się wersja w języku niemieckim. Każda wersja zawiera te same zdjęcia, w tym samym układzie a różnią się jedynie językiem tekstu.  Pod koniec książki głównym akcentem jest Szczecin. Jest więc też fragment poświęcony Wyższej Szkole Morskiej w której miałam przyjemność studiować. Z okresu studiów mam niewiele zdjęć. To były lata siedemdziesiąte i fotografowanie było zupełnie czymś innym niż teraz. To był proces pracochłonny i długotrwały a obróbka chemiczna błon i papieru wymagała